do góry

Publikacje

powrót do listy

"Wino jak miłość" - VIP Biznes & Styl


600 lat temu benedyktyni i cystersi zakładali w Polsce winnice, ale my woleliśmy swojską gorzałę. Mijają wieki i… Polacy na zabój kochają się w winnych krzewach – najbardziej kochliwi są winiarze z Podkarpacia. W Polsce na 600 hektarach jest 500 winnic – prawie 100 w naszym regionie.

 

Bo z winem jest jak z miłością. Winiarz musi troszczyć się o krzewy, pielęgnować owoce, doglądać leżakujących butelek, dokładnie tak samo jak mężczyzna musi dbać o kobietę. Co jest potem? Rok w rok kieliszki wypełniające się mieszanką zielonego jabłka, białych kwiatów, drzew owocowych, rumianku, ananasa i mokrego piasku.

Podkarpacie to dziś najważniejszy region winiarski, z najlepszym winem w Polsce. W Jaśle mieszka i pracuje Roman Myśliwiec, pionier polskiego winiarstwa, który winne latorośle sadził już w roku 1982. W Jareniówce, ledwie pięć kilometrów od Jasła, siedlisko mają Elwira i Wiktor Szpakowie, winiarscy pasjonaci, którzy osiem lat temu z porywu szaleństwa stworzyli ogród winorośl owy, a dziś są bohaterami kolejnych konkursów winiarskich. Od kilku lat można mówić o trzech skupiskach winiarskich na Podkarpaciu; wokół Jasła i Dębicy, Rzeszowa oraz w okolicach Jarosławia i Przemyśla. Oczywiście nijak skromnej Polsce i Podkarpaciu ścigać się z Francją i legendarnym winiarskim regionej Burgundią, gdzie w ojczyźnie Ludwika XIV jest ponad 800 tys. Hektarów winnic i tysiące małych, rodzinnych wytwórni win, które od pokoleń specjalizują się w królewskich i bardzo drogich gatunkach, jak choćby chardonnay, czy pinot noir. Ale Podkarpacie i polskie wina mają swoją przyszłość; sukces drzemie w ciekawych, niepowtarzalnych i „hardych” smakach.

Winiarska turystyka na Podkarpaciu
Można dywagować, czy wystarczająco wielu chętnych jest i będzie gotowych rozkoszować podniebienie polskimi winami, skoro za nieduże pieniądze można przebierać w tanim i dobrym winie z Nowego Świata; Chillle, Argentyna? Odpowiedź brzmi: tak. Pieniądze kryją się w ekoturystyce, jak nazywa się winiarską turystykę. Bardzo popularna forma spędzania czasu w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych, coraz chętniej praktykowana jest w Polsce. Bogaci pasjonaci wina jeżdżą na winiarskie włóczęgi do Kalifornii albo Republiki Południowej Afryki, zamożni degustują wina w osadach winiarskich na Węgrzech, Słowacji, w Mołdawii, bardzo prawdopodobne, że niebiedni zechcą smakować wina, podróżując po Podkarpaciu. Program „Na winiarskich ścieżkach Podkarpacia” powstaje. Już dziś, kto zjedzie w okolice Jasła, w co najmniej czterech bardzo dobrych winnicach nie zawiedzie się serwowanym tam czerwonym regentem, białą Aurorą.

- Wino to coś więcej niż hobby, niż sposób na zarabianie pieniędzy. Wino jest sposobem na życie – tłumaczy Wiktor Szpak. – Towarzyszy człowiekowi od tysięcy lat, czyni go lepszym, bardziej otwartym na drugiego człowieka i zrozumienie innych kultur.

Winu dają się uwodzić skończeni racjonaliści. Marek Nowiński, chemik-cybernetyk z Warszawy, winnice poznał w studenckich czasach, gdy dorabiał na Węgrzech. I co z tego, że ma świetnie opłacaną pracę w dużej firmie w stolicy? Po godzinach zawsze jest w ponadhektarowej winnicy w Trzcinicy k. Jasła. Ponad 30-arową winnicę w Gliniku także okolicach Jasła ma Marcin Płochocki, główny technolog firmy "Kamis".

Niewiarygodna, ale prawdziwa jest historia Wojciecha Włodarczyka, byłego szefa Urzędu Rady Ministrów w rządzie Jana Olszewskiego. Włodarczyk siedem lat temu na poważnie rzucił politykę dla wina i w okolicach Kazimierza Dolnego rozbudowuje winoroślowe siedlisko. Zaczynał od kilku arów, kolejne nasadzenia powiększyły winnicę do prawie dwóch hektarów.

- Ja też debiutowałem 10-arowym ogrodem winoroślowym, który miał być ozdobą działki i źródłem kilku beczułek własnego wina – wspomina ze śmiechem Wiktor Szpak. On, biolog z wykształcenia, w życiu próbował wszystkiego. Uprawiał buraki cukrowe, pomidory, wiśnie, hodował króliki, aranżował ogrody i… ciągle szukał. Aż znalazł. W 2000 r. wpadła mu w ręce książka Romana Myśliwca "Ogród winoroślowy". Szpak rozłożył ją na czynniki pierwsze i przez skórę poczuł, że winiarstwo jest mu przeznaczone.

- Mąż miał w życiu wiele pomysłów, mniej lub bardziej udanych, ale ideę ogrodu winoroślowego wspierałam od początku – wspomina Elwira Szpak, absolwentka Akademii Muzycznej w Krakowie, nauczycielka gry na fortepianie i pianinie.
Wiktor Szpak, którego dziadek ponad 60 lat temu sadził w Jareniówce pierwsze sady wiśniowe, teraz nie wiedział, jak przekonać ojca, by sad karczować i powiększyć winnicę.

W 2001 r. Szpakowie obsadzają pierwszych 10 arów kilkoma rodzajami wina: regentem, rondem, jutrzenką, seyval blanc, siberą i Muskatem odeskim.  Po dwóch latach wino rośnie jak oszalałe i czas zbierać prawie tonę winogron, z których produkują pierwsze 650 litrów wina.

Włoch odurzony Muskatem
- Los spłatał na figla. Już po pierwszych zbiorach w 2003 r. udało się na zrobić pyszne wino – opowiadają Szpakowie. – Tak wyrafinowane, że Mario Crosta, znany włoski winiarz od lat mieszkający w Polsce, który gościł w naszej winnicy „Jasiel” w ramach szkolenia „Podkarpackie winnice”, po upitym łyczku muskatu zerwał się od stołu i wycałował nas oboje, krzycząc wniebogłosy:  - „Wy musicie robić wino. W ustach poczułem smak wina z mojego kraju. Poczułem Włochy”. Większy komplement dla winiarskich debiutantów już nie był możliwy.

Ale w winiarstwie miejsca na przypadek nie ma. Najważniejsza jest powtarzalna jakość i wysoka gatunkowość win pochodzących z danego siedliska. Na wyjątkowość trunku składa się bardzo wiele czynników; najważniejsza zdaje się gleba i dusza winiarza, bo tego do końca nauczyć się nie da. W Jareniówce u Szpaków jest bardzo dobry less nawiewy i on w dużym stopniu jest sprawcą niepowtarzalnego bukietu smakowego z siedliska „Jasiel”.

- Szybko to dostrzegliśmy i w kolejnych latach 10-arowy ogród rozbudowaliśmy do 40 arów. Teraz w przysiółku Jareniówki, w Łęgoszu, tworzymy siedlisko naszych marzeń – opowiada Wiktor Szpak. Winnica będzie na ponad dwuhektarowej, pięknej działce na południowym stoku i z piękną panoramą Jasła w dole. Powstaje tam winnica tarasowa, taka, jakich wiele we Francji.

Winiarstwo zdaje się być miłością coraz większej liczby osób. Masowo powstają małe, przydomowe winnice na kilku, kilkunastu arach. Ale fascynacja nie jest tania. Jedna sadzonka kosztuje od 7 do 12 zł. Na 10 arów trzeba co najmniej 500 roślin. Do tego koszty rusztowania, środków chemicznych na walkę z chorobami, a po dwóch, trzech latach, gdy nadejdzie czas zbiorów, kupić trzeba młynek, kadź, prasę, butle i zadbać o dwie piwnice: pomieszczenie z 20 stopniami Celsjusza niezbędne do fermentowania i 11 stopniami do leżakowania. Po podsumowaniu trudno marzyć o winnicy za mniej niż 30-40 tys. zł.

Wino idealne na rodzinny biznes
- Drogo? Może – przyznaje Szpak. – Ale warto przeliczać to inaczej. W biednym, nieuprzemysłowionym Podkarpaciu, a na pewno w południowej jego części, gdzie nigdy nie było dużych miast i większych zakładów pracy, winnice mogą być idealnym sposobem na zaktywizowanie ludzi, stworzenie rodzinnych biznesów, znalezienia sposobu, by dorobić do skromnych pensji i zmienić swoje życie.

- Czy kiedykolwiek spotkałbym się z konsul honorową USA w Krakowie, albo ludźmi kultury znanymi z telewizji? – pyta retorycznie Szpak – Nigdy. Wino sprowadziło te osoby do mojego domu w Jareniówce. Dziś odwiedzają mnie systematycznie, a wino jest pretekstem do niekończących się dyskusji.

Czysty, może szczęśliwy przypadek sprawił, że winiarstwo pojawiło się w życiu Pawła Kobosza, absolwenta wydziału prawa – rzeszowskiego UMCS, który przez lata zajmował się produkcją oświetlenia i handlem nieruchomościami. W 2006 r. kupił piękną, 11-hektarową działkę w Wyżnem k. Rzeszowa. Na południowym stoku miało stanąć wielkie osiedle wygodnych domów na sprzedaż. Nigdy nie stanęło. Kobosz zaintrygowany 30-arową winnicą, działki nie sprzedał, winorośla rozsadził do dwóch hektarów, wkrótce winnica będzie miała trzy hektary. Siedlisko „Maria Anna” stało się ulubionym miejscem wypoczynku dla niego i rodziny.

Działkę kupiłem w czerwcu, o winach miałem wiedzę sprowadzającą się do podziału na wina białe i czerwone. Nie wiedziałem nawet, jak profesjonalnie kieliszek z winem, a już we wrześniu musiałem zebrać to, co w 2006 r. urodziła 30-arowa winnica. Trudne doświadczenie – śmieje się do wspomnień Kobosz. – Wino może nie było najlepsze, ale wyprodukowałem ponad 600 butelek. Trochę udało się wypić, obdarować przyjaciół i znajomych, zakopać na szczęście w siedlisku, reszta nadal leżakuje.

Może już niedługo? Paweł Kobosz jest pierwszym i na razie jedynym winiarzem z Podkarpacia, który będzie mógł legalnie sprzedawać wyprodukowane przez siebie wino.

Co z innymi? Nie mieli dostatecznie czasu i pieniędzy, by przejść przez biurokratyczną mękę, jaką zafundowali im posłowie w nowej ustawie winiarskiej. Bo co z tego, że producenci niewielkich ilości gronowego trunku nie muszą już mieć laboratorium i składu akcyzowego, skoro muszą wypełniać stosy formularzy, budować piwnice o odpowiedniej wysokości, zapraszać do winnic przedstawicieli Inspekcji Ochrony Roślin, celników, by ci obecni byli przy rozlewaniu wina i naklejaniu akcyzowych banderoli, a wszystko to robić ze zbiorników, które komisyjne wycechuje Urząd Miar i Wag.
- Jestem legalistą i lubię doprowadzać sprawę do końca. Po prostu się uparłem – szczerze przyznaje Kobosz.
Właściciel winnicy „Maria Anna” na początek chce do sprzedaży wystawić kilka tys. butelek wina, cena będzie się wahała od 27 do 50 zł. Sprzedaż rozpocznie się w siedlisku w Wyżnem, gdzie Kobosz wybudował coś w rodzaju kompleksu winiarskiego. Dla gości jest piwnica z winami do zwiedzania, sala degustacyjna i pokoje noclegowe. Niewykluczone, że z czasem wina z winnicy „Maria Anna” pojawią się w hurtowniach i sklepach.

Wiktor Szpak przyznaje, że w najbliższych latach pozostanie przy sprawdzonym sposobie na promocję wina i winiarstwa, czyli degustacjach i prelekcjach w domu oraz wśród zaproszonych gości na coraz częściej organizowanych dniach polskiego wina w dużych restauracjach oraz na imprezach plenerowych w całej Polsce.

Takich jak on jest najwięcej, ekonomiczne realia rozwiały złudzenia. Jeszcze rok temu 35 winiarzy deklarowało wprowadzenie w 2009 r. wina do sprzedaży, ledwie 4 winnicom w Polsce to się udało. Oprócz wina Pawła Kobosza, na wolnym rynku będą trunki z winnicy Jaworek w Mękini na Dolnym Śląsku, winnicy Zbrodzice ze Świętokrzyskiego i winnicy Uniwersytetu Jagiellońskiego w Łazach pod Krakowem.

Wystrzałowa Aurora
Czy to oznacza, że początek winiarstwa w Polsce i na Podkarpaciu tak jak wstrzałowo się zaczął, tak z hukiem się skończy? Raczej mało prawdopodobne. Polski instytut  Winorośli Wina szacuje, że do 2010 r. powierzchnia winnic w naszym kraju przekroczy 1000 hektarów… Winiarze obiecują kolejne niespodzianki na międzynarodowych konkursach winiarskich. Tylko w tym roku w Terczynie na Słowacji, gdzie z 18 krajów zgłoszono 450 win, II miejsce zajęła winnica „Golesz” Romana Myśliwca, IV miejsce biała Aurora w z siedliska "Jasiel" Wiktora Szpaka. Nie mogę zdradzić, jaką tajemną recepturę opracowuję – śmieje się Szpak. – Ale niespodzianka może być duża. Aurora jest przeciętnym  białym winem, a w Terczynie konkurował z chardonnay, królewskim gatunkiem.

Nasze wino dostało aż 86 na 100 punktów, co w klasyfikacji od jednej do sześciu gwiazdek stawia go w grupie pięciogwiazdkowych win, wśród których butelka kosztuje 80 zł i więcej. Sukces win z okolic Jasła, to sukces tamtejszych gleb i tego czegoś…, czego podpatrzeć, kupić, wyczytać się nie da. Czy to oznacza, że Podkarpacie winem słynące zdetronizuje Zielonogórskie, uznawane za ikonę polskiego winiarstwa? Niewykluczone. Wino, muzyka i śpiew na czas winobrania od połowy września do końca października najwytrawniej rozbrzmiewać w tym roku może od Rzeszowa przez Przemyśl, Jarosław do Jasła.

dwumiesięcznik podkarpacki
VIP Biznes & Styl - numer 5 (6)
wrzesień 2009

Tekst Aneta Gieroń
Fotografie Tadeusz Poźniak